• Grzegorz Kasdepke

          Drużyna, czyli o szacunku

           

          Pani dyrektor oderwała wzrok od monitora i spojrzała na drzwi odgradzające jej gabinet od przedszkolnego korytarza. Same w sobie nie były zbyt interesujące, ale już dochodzące zza nich głosy – tak. Ktoś tam sapał, ktoś tam krzyczał, ktoś tam stękał, ktoś tam piszczał – a wszystko to przy akompaniamencie szurania (nogami po posadzce) i przesuwania (czegoś raczej ciężkiego).

          Pani dyrektor zmarszczyła brwi i wstała. Przez lata pracy w przedszkolu zdążyła się przyzwyczaić do różnych dźwięków, nawet hałasu. Był tu częstym gościem, można wręcz powiedzieć: stałym lokatorem. Ale niektóre odgłosy, choćby i przytłumione, wciąż działały na nią elektryzująco. Zaniepokojona podeszła do drzwi. Ktoś za nimi jęknął przeraźliwie.

          - Bodzio, Grześ? – wykrztusiła, wyglądając na zewnątrz. – Dokąd targacie ten nieszczęsny stół?

          - Na boisko – odpowiedział czerwony z wysiłku Grześ.

          - Słucham?!

          - Na plac zabaw – sprecyzował spocony Bodzio – Pani Miłka zaczarowała go wczoraj i teraz plac zabawa jest boiskiem.

          Pani Miłka, wszystko jasne! Czego, jak czego, ale wyobraźni pani Miłce nie brakowało. Prowadzone przez nią pogadanki o uczuciach przypadły do gustu zarówno przedszkolakom, jak i rodzicom. W tym roku pani Miłka miała rozmawiać z dziećmi o odwadze, współczuciu, szacunku i innych wartościach – przynajmniej dopóki nie urodzi dzidziusia. Kto ją później zastąpi, pani dyrektor na razie nie wiedziała. Nie wiedziała także, czemu ma służyć to całe przemeblowanie.

          - Zostawcie ten stół w spokoju!

          - Ale mecz… - jęknął Grześ.

          - Zostawcie ten stół – powtórzyła z naciskiem pani dyrektor. – I zmykajcie na dwór. Zaraz tam przyjdę.

          - Zostawić go tutaj? – upewnił się Bodzio. – Przed drzwiami?

          - Tak!

          Chłopcy uznali, że nie ma co dyskutować. Porzucili stół i umknęli w te pędy. Pani dyrektor weszła na chwilę do gabinetu po płaszcz, a potem pomaszerowała na plac zabaw.

          Powitał ją niecodzienny widok. Pani Miłka wirowała na karuzeli, odpychając się od czasu do czasu nogą, a dzieci z jej grupy rozstawiały wokół zabawki, krzesła, wieszaki oraz dwa manekiny, które jakimś cudem znalazły się w komórce na szczotki.

          - Co tu się dzieje? – wykrztusiła Pani dyrektor.

          - Będziemy dzielili się na drużyny – wytłumaczył Rafałek. – Ja mam być kapitanem pierwszej.

          - A ja drugiej – oświadczyła z dumą Rozalka.

           

           

          Pani dyrektor spojrzała pytająco na panią Miłkę, ale ta tylko uśmiechnęła się tajemniczo.

          - A te meble? Krzesła? Manekiny? Po co Grześ i Bodzio targali ze sobą stół?

          - Przynieśliśmy wszystko, co ma nogi. – Rafałek zlustrował stojące wokół sprzęty. – Piłkarz musi mieć nogi. A stół ma ich aż cztery.

          - Ale nimi nie rusza – przypomniała pani dyrektor.

          - Nie szkodzi, postawimy go na obronie.

          Tłumaczenie Rafałka wydało się Pani dyrektor dość mętne – w każdym razie niewiele z niego zrozumiała. Zamiast jednak domagać się dalszych wyjaśnień postanowiła poobserwować w milczeniu podział na drużyny. Pani Miłka chyba wie, co robi? Rozalka i Rafałek weszli do piaskownicy, a pozostałe dzieci stanęły na jej krawędzi.

          - Wybieram Bodzia! – krzyknął Rafałek.

          Bodzio z szerokim uśmiechem ruszył na miejsce drużyny dowodzonej przez kolegę.

          - A dlaczego nie mnie? – zirytował się Grześ. – Gram w piłkę lepiej niż Bodzio!

          - Widzieliśmy, jak grasz w piłkę. – Rafałek spojrzał na niego z politowaniem. – Przegrałeś nawet z dziewczyną!

          - No, no! – zirytowała się Zosia. – Więcej sza… jak to było? – Zerknęła na Panią Miłkę.

          - Szacunku – dobiegło ich od strony wciąż wirującej karuzeli.

          Rafałek wzruszył ramionami. Grześ milczał urażony.

          - Teraz ja! – zawołała Rozalka – Wybieram Grzesia!

          - O nie! – zdenerwował się Grześ.

          - Wiedziałam… - Zosia wydęła wargi.

                          Pani dyrektor popatrzyła z niepokojem na panią Miłkę, która zamiast interweniować – kręciła się na karuzeli i zapisywała coś w notesie.

          - Co wiedziałaś?! – nabzdyczyła się Rozalka.

          - Wiedziałam, że wybierzesz Grzesia! – Zosia była wyraźnie wzburzona. – A nie najlepszą koleżankę!

          - Grześ lepiej gra w piłkę – argumentowała Rozalka.

          - I milej się go całuje, prawda?

          Przedszkolaki zachichotały. Wszystkie poza Grzesiem, Rozalką i Zosią. Pani Miłka nie przestawała wirować. Pani dyrektor zacisnęła wargi, powstrzymując się od uwag.

          - Nie będę grał! – naburmuszył się Grześ.

          - Dlaczego? – zapytała Rozalka.

          - Nie chcę mieć kapitana, który wszystkich cmoka!

          Przedszkolaki znowu zachichotały. Rozalka pobladła z gniewu.

          - Cmokam tylko ciebie! – wycedziła. – Ale chyba przestanę, ty Grzesiu-obwiesiu!

          Grzesia zatkało z oburzenia. Obwiesiu?!

          - Trochę szacunku! - wykrztusił.

          Pani dyrektor rozglądała się, coraz bardziej marszcząc brwi. Dziwił ją spokój pani Miłki. Kręcić się na karuzeli można po pracy albo w czasie przerwy, a nie na pięć sekund przed wybuchem awantury. Bo że za chwilę do niej dojdzie, pani dyrektor nie miała wątpliwości.

          - Zmieniam zdanie! – wykrzyknęła Rozalka. – Nie chcę Grzesia w drużynie! Wole tamten taboret!

          Przedszkolaki gruchnęły śmiechem. Grześ poczerwieniał ze złości.

          - Nie to nie! – wrzasnął.

          I pobiegł do przedszkola.

           

          Dalszy podział na drużyny przebiegł błyskawicznie. Przedszkolaki podzieliły się na w miarę równe grupy, a potem zadecydowały, które z mebli zagrają po jednej lub po drugiej stronie. W drużynie Rafałka, oprócz kilkorga dzieci, znalazły się wieszak, manekin, pluszowy miś, trzy krzesła i jedna szafka na buty, a w drużynie Rozalki: jej koledzy, koleżanki, dwa krzesła, manekin, koń na biegunach i wspomniany już wcześniej taboret.

          Pani dyrektor złapała metalowe krzesło leniwie wirującej karuzeli – i stanęła oko w oko z panią Miłką.

          - Mogłabym prosić o wytłumaczenie? – poprosiła siląc się na spokój.

          - Robię notatki – wyjaśniła pani Miłka. – Do pogadanki o szacunku. Zapisuję wszystkie zachowania, które będziemy musieli przedyskutować. Brzydki sposób wyrażania się, brak troski o cudze uczucia, nieładne odruchy, niedbanie o innych, egoizm, lekceważący stosunek do siebie nawzajem…

          - Na przykład do przełożonych? – przerwała pani dyrektor, patrząc wymownie na panią Miłkę.

          - Przepraszam – bąknęła pani miłka, oblewając się rumieńcem. – Powinnam wstać, ale… chyba się zaklinowałam.

          Pani dyrektor spojrzała z zaskoczeniem na metalowe krzesełko, które za nic nie chciało pożegnać się z pupą pani Miłki – i parsknęła śmiechem.

          - Teraz to ja przepraszam… - zreflektowała się po chwili, ocierając załzawione oczy. – Wiem, że kobiecie w ciąży należy się szczególny szacunek. Ale po prostu nie mogę wytrzymać.

          I znowu zaczęła chichotać jak szalona. Po sekundzie chichotały już obie.

          SZACUNEK – jest dla człowieka tym, czym fundament dla budynku. Gdyby go zabrakło, budynek mógłby się przechylić, popękać, a nawet zawalić. Człowiek nieszanowany jest pełen smutku, żalu, złości i obaw – a wcześniej czy później staje się też agresywny. Co to znaczy „szanować kogoś?” To znaczy: „uznawać, że ten ktoś jest tak samo ważny jak my – nawet jeśli go nie znamy”. Przecież wszyscy lubimy się śmiać, prawda? I wszyscy bywamy smutni. I wszyscy musimy jeść. I każdemu zdarza się czasami chorować. Bo wszyscy jesteśmy do siebie podobni. Gdy król się przewróci kolano boli go tak samo jak nas. Dlatego okazując komuś szacunek, jednocześnie okazujemy szacunek sobie.

          No dobrze, ale w jaki sposób wyrażać szacunek? Czasami wystarczy być grzecznym. Okazujemy też szacunek… samym sobie. Jak? Dbając o siebie, na przykład wkładając czapkę, gdy jest zimno. Proste, prawda?

           

          Rady dla dzieci

                          Jeżeli ktoś się z Ciebie wyśmiewa albo w inny sposób Cię obraża, powiedz o tym osobie dorosłej. Nie baw się z dziećmi, które obrażają, biją czy w inny sposób kogoś krzywdzą – wcześniej czy później i ty padniesz ofiarą takich zachowań. Powidz o nich Pani nauczycielce, rodzicom lub opiekunom.

           Jeśli niepotrzebnie sprawiłeś komuś przykrość, powiedz po prostu: „przepraszam”. Każdemu zdarza się czasem zrobić coś niemądrego.

          Staraj się nie używać wyrazów uważanych za brzydkie – są jak stempel z napisem: „mam kuku na muniu!”

           

          Rady dla dorosłych

                   Przede wszystkim uzbrój się w cierpliwość – szacunek jest czymś, o czym można (i trzeba) mówić dziećmi często i długo.

          Zastanów się wraz z nimi, po czym poznać, że ktoś kogoś szanuje. Przeanalizuj zachowanie tej osoby, jej wygląd i słownictwo.

          Zaaranżuj krótką scenkę teatralną – na przykład pod tytułem Wizyta u babci. Poproś, aby dzieci oceniły zachowanie wybranych postaci. Czy przychodząc do kogoś w odwiedziny, wypada się spóźnić? Czy trzymanie rąk w kieszeniach jest zawsze na miejscu? Czy ubiór należy dopasować do okoliczności – a jeżeli tak, to dlaczego? Kto wygląda bardziej elegancko – potargana osoba o brudnych rękach w drogim garniturze czy ktoś ubrany zwyczajnie, ale schludnie i czysto?

          Wraz z dziećmi wymyślcie tematy kolejnych scenek. Odegrajcie je, a potem oceńcie zachowanie głównych bohaterów.

          Opowiedz o osobach, które szanujesz. Dlaczego je szanujesz? Czy godny szacunku jest tylko ktoś sławny? A mama. Tata? Kolega, który każdego dnia opiekuje się młodszym bratem? Koleżanka ucząca się gry na skrzypcach?

          Wymieniaj nazwy poszczególnych zawodów. Za co należy szanować przedstawicieli każdego z nich? Zwróć uwagę dzieci nie tylko na lekarzy czy naukowców, lecz także na pracujące w przedszkolu kucharki lub na pana, który stojąc przy jezdni, pomaga dzieciom przez nią przejść.

          Powiedz za co podziwiasz dzieci z danej grupy. Na przykład: Jaś pięknie maluje, Basia nigdy nie mówi źle o koleżankach, Franek jest urodzonym dżentelmenem, a Monika ze wszystkimi dzieli się słodyczami. Postaraj się o każdym dziecku powiedzieć mniej więcej tyle samo. Poproś, żeby jego koleżanki i koledzy uzupełnili Twoją wypowiedź.

          Pobaw się z dziećmi w „dokończ zdanie”. Na przykład:

          „Moją mamę podziwiam za…”

          „Mojego dziadka podziwiam za…”

          „Moją siostrę podziwiam za…”